niedziela, 19 czerwca 2011

2. Małe zbrodnie osobowości.

O, o tym notka jest!

Czy gadanie ze sobą jest oznaką szaleństwa?
Chyba tak, a czemu pytasz?
Bo właśnie gadam ze sobą.
Czyli ja…
Tak. Jesteś drugą stroną mojej osobowości.
Czemu drugą?
Jeeezuuu, bo nie trzecią.
Wolę być pierwszą.
Niech ci będzie.
Dzięki.
Czekoladki wyślesz później. Dzisiaj porozmawiamy sobie o „Małych zbrodniach małżeńskich”, a aby zacząć, wspomnijmy poprzednie, czytane przez nas utwory Schmitta, które ja, jędzowata strona osobowości Oenovicha, nie lubię. Zatem?
To ja też się przedstawię – wrażliwa strona osobowości, witam wszystkich czytających i ciebie, drogi rozmówco.
Nie podlizuj się.
Wcale tego nie robię.
Robisz.
Przechodząc do rzeczy – pierwszy był „Oskar i pani Róża”.
Może z sentymentu pominiemy komentowanie tej książki (nie, autor tego bloga wcale nie grał w szkolnej sztuce na podstawie tej opowieści, to nie on, to zły brat bliźniak o imieniu Tomek, tak, przyznaj się Tomek!).
Potem czytaliśmy „Pana Ibrahima i kwiaty Koranu”.
Tu już doszedłem do wniosku, że ma dziwny zwyczaj pisania na tematy ckliwe i komercyjne. Najpierw dziecko chore na raka, potem przyjaźń sieroty i muzułmanina, brakuje tylko małych kotków, żeby osiągnąć szczyt lukru. Serio, co w tym fajnego zarabiać na ludzkich tragediach przedstawionych w cukierkowy sposób? I myślenie małych dzieci przedstawione w genialny sposób, to chyba potomkowie Einsteina, bo u mnie w tym wieku troszkę inne rzeczy były w głowie. Wtedy jeszcze wydawało mi się, że winda działa, dlatego że u góry stoi gromadka ludzi i ją ciągnie!
Może, ale Schmitt pisze zgrabnie. Nie popada w kicz, nie sili się na wybujały styl, czyta się go dobrze. Wpadki a la Coelho, cokolwiek by nie mówić – nie ma. Jest pewien rodzaj patosu, ale na takie tematy też trzeba pisać, a Schmitt robi to porządnie. Czasem radośnie, czasem nie. Nie w konwencji, że to jest czarne, a to białe.
Naprawdę? Pod tym względem postaci są płaskie. Albo jednoznacznie idealne, czasem częściowo dobre, bo mają jakąś wadę, albo ewidentnie zagubione. Nie ma tych „be”. W „Dziecku Noego” źli są Niemcy, ale to tło. Dużo się o nich mówi, ale jak pojawia się jakiś konkretny, to działa na korzyść tych dobrych. A jak już zrobią coś złego, to na jeden akapit i to jacyś nieskonkretyzowani, niemieccy „oni”. Chociaż na plus w tej powieści jest poruszenie tematu konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Duża odwaga ze strony autora.
Postaci są jednoznaczne, bo to opowieści „ku pokrzepieniu serc”. Gdyby wszystko było szare, nie wierzylibyśmy w dobro.
Poleciałeś w klimaty Coelha. Przyznaj.
Oj, tylko troszkę. Ale to akurat prawda była. Ty też się wychowywałeś na mało skomplikowanej psychologicznie „Małej Syrence”.
Zatem ostateczne wnioski z wcześniejszych doświadczeń?
Jego opowieści miały swoje wady, ale dalej były zwyczajnie dobrą literaturą, podkoloryzowaną, ale czasem człowiek takiej potrzebuje. Zatem wrażenia – bez zachwytu, ale pozytywnie.
No i sięgnąłem, tzn. sięgnęliśmy po „Małe zbrodnie małżeńskie”. Cudowne opinie, krwisty tytuł…
Tytuł to marketingowy majstersztyk. Chwytliwy jest.
Może ty zaczniesz?
No… Cokolwiek by nie mówić, najgorsza jego książka.
Miło, że się zgadzamy.
Ale nie jest zła! Fabularnie chyba najlepsza – bo i intryga, całkiem inny klimat, problem dobrze zarysowany…
Żeby czytelnicy mieli jasność – „Małe zbrodnie małżeńskie” to miszmasz cech dramatu i powieści. Opowiada o tym, co łączy małżeństwo po piętnastu wspólnych latach. Temat przez Schmitta został wyczerpany?
Myślę, że tak. Bo właściwie o niczym innym bohaterowie nie mówią.
Dla mnie to minus.
A dla mnie plus. Mieli o kanapkach gadać?
Nie. Ale w międzyczasie jednak coś innego się dzieje. Gdy rozmawiasz z przyjaciółmi przykładowo… o imprezie, to czasem zdarza wam się pójść w inny temat. A oni mielą tym ozorem i mielą, ja się nie dziwię, że patelnia zagrała tu sporą rolę.
Dramat to nie życie, a życie to nie dramat.
Ciekawy temat na rozprawkę. Pokusisz się?
Nie.
O, widzisz? I zboczyliśmy z tematu.
1:0 dla ciebie.
Ale bądźmy czepliwi. „Małe zbrodnie małżeńskie” są…
Naiwne?
To chyba dobre określenie. Mimo wszystko, ludzie w tym wieku się tak nie zachowują.
Przez przerysowanie chciał podkreślić problem.
To dziecinne.
Nie. Skuteczne.
Doceniam też sam pomysł intrygi. To mogło być naprawdę dobre. Ale jest takie… no właśnie, dziecinne. Kto czytał, niech wspomni patelnię – skrajny idiotyzm.
Zgadzam się, chociaż to mógł być element komiczny.
Element komiczny obok wsadzania swoich mądrości (kiepskich, tak na marginesie) jest słaby. I niepasujący.
Kiepskich mądrości?
Tak. Albo oczywiste oczywistości, albo wymuszone wydmuszki.
Przepraszam, ale te mądrości były akurat trafne!
Zdarzają się trafne myśli, ale to właśnie te oczywiste oczywistości… Ale naprawdę, żeby to chociaż pasowało, a tak brakowało tylko wielkiej, brokatowej tabliczki z napisem: „UWAGA! DAJCIE TO NA OPIS GADU-GADU!”.
A bohaterowie?
Nienajgorsi. Niegłupi, cwani, z problemami i przeszłością. No, tylko te problemy też takie wydumane…
Prawdziwe.
Ale idealnie stereotypowe i opisane tysiące razy. Zupełnie niepotrzebne.
Bo i problem jest częsty.
Tak. A komercyjny jak „Taniec z gwiazdami”. Ta sama liga.
Obrażasz ludzi.
Oj tam, tak to już bywa u jędzowatych stron osobowości.
Rozgadałeś się dzisiaj.
Bo mam o czym mówić. A plusów niewiele, to twoja robota mniejsza…
To ja proponuję podejść do tematu inaczej.
Taaak?
Załóżmy, że idziesz do teatru na sztukę na podstawie tej książki. Jako, że „Małe zbrodnie…” są dramatem, jest to całkowicie możliwe. Spektakl jest stuprocentowo zgodny z treścią. Zakładamy, że reżyseria, aktorstwo i wszystko inne było na dobrym poziomie. Nie wierzę, że wyszedłbyś niezadowolony.
Masz rację. Ale nie wyszedłbym zachwycony. Po prostu nie czułbym, że zmarnowałem wieczór.
O! Czyli Schmitt nie zaliczył wpadki.
Po pierwsze – o wpadce nikt nie mówił. Po drugie – duża w tym zasługa samego sensu teatru. Trudno tam wyłapać pojedyncze słowo. Czytając, przewidziałem szybko koniec. W teatrze byłoby to dużo trudniejsze.
Nie dojdziemy do kompromisu, prawda?
Czemu nie? Wystarczy, że uznamy „Małe zbrodnie małżeńskie” za książkę wałęsającą się między dwoma poziomami: „dobre” i „przeciętne”. O naprawdę baaardzo dobrym początku.
Zgoda!

Link do strony książki na LubimyCzytać – KLIK!

~*~
Z serii
SZOKUJĄCE PRAWDY Z INTERNETU



~*~
Z ogłoszeń: dziękuję za 1100 wejść na bloga! W życiu nie spodziewałbym się, że aż tyle osób pomyli adres i wlezie na Lepiszcze!
W najbliższej notce być może będzie szalony, nawet jak na lepiszczowe standardy, eksperyment. Trzymajcie kciuki!
Drogi Czytelniku, skoro przebrnąłeś przez tę notkę, to jesteś niesamowicie odporny. Pewnie śpisz w wulkanie.

24 komentarze:

  1. Ale się naśmiałem....muszę przeczytać...:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chyba założę Twój fanklub :D
    Po książkę raczej nie sięgnę - po co czytać o czymś, co już wałkowane było milion razy...

    A z tym Mickiewiczem - może komuś pół zdania "skasowało" ::P

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mówiłam ci, że jesteś genialny.
    To twój najlepszy blog. Nie wiem, jak stoisz teraz z opowiadaniami (bo nie raczysz się pochwalić, pfff), ale to ci naprawdę dobrze wychodzi.

    Co do Schmitta i "Małych zbrodni małżeńskich" w teatrze... Jak ty to sobie wyobrażasz? Przecież tam akcja dzieje się w jednym miejscu, zero dynamiki, tylko o czymś opowiadają, rozmawiają. No ok, dałoby się to przedstawić, ale... Oceniłeś coś, czego nie widziałeś.
    Ok, już się nie czepiam, nieważne.

    Mimo wszystko, jesteś genialny (i tak najbardziej kocham "W pustyni i w puszczy" Mickiewicza <33)

    PS. Taaak, zmieniłam nick.

    OdpowiedzUsuń
  5. Książkę przeczytałam, również miałam mieszane uczucia... natomiast "W pustyni i w puszczy" Mickiewicza to prawdziwa perła :D
    Co do pomyłek, to faktycznie, co chwilę wchodzę tu przez przypadek :-), ale przynajmniej poprawiam sobie nastrój tak oryginalnymi wpisami.
    Krótko i na temat... chyba zapiszę się do fanklubu Silaqui.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo oryginalna recenzja! :)
    A Schmitta mam w planach chociaż w zasadzie nie lubię pisarzy typu Picoult czy Coelho. No ale czy nie lubię Schmitta- muszę się przekonać, najlepiej czytając jakąś jego książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny pomysł na przedstawienie książki :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Napisałem taki ładny komentarz (no skromnością to ty nie grzeszysz, Oenovichu) i się skasował. Teraz stukam w Wordzie, nie ma bata :) Za ewentualne głupoty przepraszam, piszę to po pierwszej w nocy.
    @pisanyinaczej: Dużo czasu to nie zajmuje, całość, jeśli pamięć mnie nie myli, ma mniej niż sto stron. Pamięć nie ponosi odpowiedzialności za ewentualną pomyłkę :D
    @Silaqui: Jeśli fanklub wspiera w nauce fizyki, to nawet mogę dopłacić. :) A „W pustyni i w puszczy” Mickiewicza miłością mą na wieki!
    @catharine.eddowes: Ja nie stoję z opowiadaniami, to one stoją!
    „Małe zbrodnie…” wystawiane były już we Wrocławiu, w Krakowie (w teatrze Bagatela, żeby było ciekawiej :D) i Warszawie. Był nawet spektakl telewizyjny w reżyserii Jandy – czyli nie tylko ja sobie wyobrażam. :) Nie oceniam konkretnej sztuki, ale samą przydatność dramatu, „chwytliwość sceniczną”, że to tak określę. Moje wrażenia są czysto hipotetyczne i mają tylko podkreślić fakt, że tekst Schmitta pasuje do teatru i jeśli wszystkie pozostałe aspekty (aktorstwo, reżyseria etc.) będą na dobrym poziomie, spektakl powinien być udany. Zatem nie chodzi o wyimaginowane przedstawienie, ale o to, że „Małe zbrodnie…” to lepszy materiał na sztukę, niż powieść, ot. Co do akcji – nie uważam, żeby była aż tak konieczna. Dramaty Czechowa to już klasyka, a przecież to też tylko rozmowy. Według mnie źródłem teatru są emocje, a te można odnaleźć i w dialogu.
    Są gusta i guściki, a nasze wyjątkowo się różnią :) Dzięki za miłe słowa!
    @mila: Bardzo się cieszę :) Mickiewicz potrafi zaskoczyć, nawet w XXI wieku, jak widać :)
    @zaczytana-w-chmurach: Polecam „Opowieści o niewidzialnym” – trzy powieści w jednym i to całkiem dobre, chociaż zależy od gustu.
    @Karodziejka: A dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Osz ty! Dobrze, że się pochwaliłeś adresem, wiesz? Nazaretański geniuszu, gratuluję takiego pomysłu na ocenę tych 'Małych zbrodni'. Twoim zdaniem powinnam się za nie zabrać, czy może jednak nie? xd Cóż, po 'Marzycielce z Ostendy' mam mieszane uczucia xd

    OdpowiedzUsuń
  10. Nigdy nie widziałam tak ciekawej recenzji! Naprawdę!
    Nie lubię Schmitta ani Coehla ponieważ ich książki są ckliwe i łzotoczne. Bardzo łzotoczne. Za bardzo łzotoczne. I nudne. Taaak. Bardzo nudne.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  12. @Aleksandra: "To chyba taki urok jego pisania. Część stylu jak każda inna, żaden zabieg, żaden spisek." - styl sam w sobie jest zabiegiem. Poza tym - wsadzanie takich, a nie innych wypowiedzi w usta 10-letniego dziecka jest nieco śmieszne. Nikt mu nie bronił stworzyć starszych bohaterów, ale cóż, 20-latek chorujący na raka już nie jest taki komercyjny i wzruszający.
    Niemniej, ten tekst był z przymrużeniem oka...

    "Jakie wpadki masz na myśli?" - głównie zapominanie, że powieść to nie księga aforyzmów.

    "Recenzja (tak?)" - można uznać za luźne przemyślenia, można za recenzję. Nie narzucam, moim zdaniem tekst ten jest pomiędzy.
    "(...)powinna dawać obraz całości jako takiej (więc wstęp jest cacy), zachęcić albo i nie, ale po co roztrząsać bohaterów? W tym miejscu odpadłam. Za rozwlekle." - oh, really?
    Fragment Wikipedii:
    "Recenzja jako gatunek realizuje następujące cele:
    *informowanie o nowych dziełach i prezentowanie ich,
    *ocenianie,
    *kształcenie gustu odbiorców,
    *refleksja krytyczna (badanie struktury dzieła, odnoszenie dzieła do prądów i procesów artystycznych, do filozofii, do wcześniejszego dorobku autora, do innych zjawisk – w tym społecznych i politycznych).
    Zatem twoja definicja recenzji jest okrojona o 50% (bo spełnia tylko dwa pierwsze cele na cztery).
    Dalej - ocenianie książki bez uwzględniania bohaterów jest jak ocena filmu nie biorąca pod uwagę gry aktorskiej. Da się, ale jednak odpada coś istotnego.
    Za rozwlekle? - zależy od gustu. Na swoją obronę mogę rzec, że staram się nie pisać na odwal się, tylko dać czytelnikowi szeroki obraz.

    Reszta już jest kwestią gustu, rozumiem i szanuję :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Witaj,
    przed chwilą odkryłam Twojego bloga. Jest genialny ;) Już uwielbiam Twoje poczucie humoru, znakomicie trafiające w moje.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Skoro chcesz pisać pod ramkę wikipedii, to ja Cię pozdrawiam. Jakiekolwiek pisarstwo powinno polegać na wyczuciu, być płynne i dostosowane do odbiorcy. Zresztą - moja definicja recenzji nie jest okrojona (poza tym każdy tekst opiniowy w jakiś sposób kształtuje gusta, więc z przytoczoną coś jest nie halo), ja tylko chcę rzetelnej opinii, a nie analizy, którą tu niezgrabnie wplotłeś. Kiedy roztrząsasz przeróżne aspekty tekstu, nie dajesz czytelnikowi (zastanawiającemu się nad przeczytaniem) obrazu całości, ale pojedyncze kamyczki składowe, z którymi ten nie bardzo wie co zrobić, które nic mu nie mówią. Szeroki obraz się chwali, ale to nie to.

    OdpowiedzUsuń
  15. @Aleksandra
    "Skoro chcesz pisać pod ramkę wikipedii, to ja Cię pozdrawiam." - nie, ja chcę pisać poprawnie. Za pozdrowienia dziękuję.
    "Jakiekolwiek pisarstwo powinno polegać na wyczuciu, być płynne i dostosowane do odbiorcy." - dział eseju to drugie drzwi na prawo.
    "Zresztą - moja definicja recenzji nie jest okrojona" - ponieważ...? Liczba argumentów zniewala.
    "(poza tym każdy tekst opiniowy w jakiś sposób kształtuje gusta, więc z przytoczoną coś jest nie halo)" - w jakiś sposób, czyli jaki?
    Co do dalszej części komentarza: nie mogę się odwołać, bo nie podajesz żadnego argumentu. Wybacz, że mój tekst to pojedyncze kamyczki składowe, ale myślę, że każdy taki jest, jak się go czyta do połowy ;)
    Ignorancja nie jest miła, oceniasz coś, czego nie czytałaś, odrzucasz cechy recenzji, bo nie pasują do twojej wizji pisarstwa... Nie odpowiadasz na moje argumenty. Rozumiem, że ci się nie podoba, dla ciebie to nuda i chłam, ale wystarczy to napisać wprost i na tym zakończyć temat, a nie ubierać to w... trudno ocenić, bo argumentów tam nie ma żadnych. Nikt nie każe ci być zachwyconą, ale skoro w pierwszym komentarzu pouczasz mnie, z czego składa się recenzja, a w drugim zaczynasz roztaczać wizje, że pisarstwo to płynność, to wybacz - ręce opadają i ja już nie wiem, o co ci chodzi.
    Wszedłem na bloga sprawdzić, na czym polegać ma prawdziwe pisarstwo - wnioski zamieściłaś w drugim akapicie, czyli w środku recenzji. Gratuluję "płynności i wyczucia".
    Nie miałem zamiaru tego robić (tj. odwiedzać bloga), bo uważam twój komentarz częściowo za wyrafinowany spam - po niepodpartej niczym opinii i popisie ignorancji (typowej dla trollingu; ocena po przeczytaniu połowy... w przypadku książki rozumiem, ale trzy strony w Wordzie zabierają maksymalnie dwie minuty czasu) dałaś linka do bloga. Brak komentarzy pod twoimi notkami mnie w tym upewnił, dlatego pierwszą twoją opinię usuwam. Nie, nie po to, że jest negatywna, inaczej pozbyłbym się i swojej wypowiedzi, gdzie twoje słowa są zawarte w cytatach, jak i również drugiej twojego autorstwa, ale po to, że reklamy cudzym kosztem są niesmaczne, przykro mi.
    Przepraszam za ostre słowa, szczególnie w końcówce, ponieważ nie miałem zamiaru wywlekać swoich podejrzeń tutaj, ale mało co mnie tak wyprowadza z równowagi, jak trollingowy spam, robiący za opinię. Mam wszelkie powody, żeby tak twierdzić - link do bloga, ocenianie tekstu po fragmencie, szybka zmiana zdania (od pouczania, czym jest recenzja do twierdzenia, że pisanie zgodnie z założeniami jest "pod ramkę Wikipedii"), brak argumentów - podpieranie się wyłącznie na odczuciach (tak, to jest bardzo rzetelne), nieodnoszenie się do większości moich wyjaśnień. Tyle mam do powiedzenia na ten temat.

    OdpowiedzUsuń
  16. Mamo, chłopie, pomyśl.
    Nie jest okrojona, bo jest taka, jak podajesz.
    Pisarstwo nie powinno być ramowe, tylko żywe, zgadza się? O to chodzi.
    A kształtuje gusta, bo każda cudza opinia wpływa na własną. Zwłaszcza jeśli jest tak otwarcie podana.
    Co do ignorancji - po komentarzu przemogłam się i przeczytałam. Dlatego mogłam rozwinąć swoją wypowiedź. Nie zakładaj gorszej wersji.

    Poza tym - czy negatywna opinia to atak? Skoro wszystkim się podoba, to nie mogę wyrazić swojego zdania? Zrobiłam to, a Ty zachowujesz się, jakbyś musiał kontratakować. Daj spokój.

    Co do mojego bloga. Ja nie piszę recenzji. Ja wrzucam uwagi. To różnica. I jak widzisz, jest niemal nieaktywny. Nie wiem czy będzie. Co do braku komentarzy - nie podaję tego adresu, jest dla mnie. Co do wyjątku na Twoim blogu - komentuję z blogspota, blog jest na wordpressie. Niektóre osoby nie odpisują u siebie, tylko u autora komentarza. Skąd miałam wiedzieć, że Ty taki nie jesteś? A chciałam znać Twoją odpowiedź. I jeśli miałaby być u mnie, to lepiej, że na blogu o podobnej tematyce, prawda? I po co miałabym reklamować blog nieaktywny?

    Pewno mogłeś pomyśleć, że to spam. Teraz jak patrzę, to tak. Zwłaszcza, że nie lubię cytować każdego słowa z osobna, a tego chyba chciałeś. Ale nie uważasz, że za bardzo nagiąłeś sytuację do podejrzenia?

    OdpowiedzUsuń
  17. "Nie jest okrojona, bo jest taka, jak podajesz." - Jeśli uważasz, że twoja definicja spełniła ostatni cel, to gratuluję poczucia humoru.
    "Pisarstwo nie powinno być ramowe, tylko żywe, zgadza się? O to chodzi." - A pierwszą opinię pisała twoja zła siostra bliźniaczka.
    "A kształtuje gusta, bo każda cudza opinia wpływa na własną." - Wpływa głównie, kiedy nie mamy konkretnego zdania, zatem nie każda.
    "Co do ignorancji - po komentarzu przemogłam się i przeczytałam." - Rychło w czas.
    "Poza tym - czy negatywna opinia to atak?" - Nie, cały czas piszę, że szanuję twój gust. Ty zaś chcesz mi zarzucić nieumiejętność pisania, ale niczym tego nie podparłaś. To już jest atak.
    "Co do mojego bloga. Ja nie piszę recenzji. Ja wrzucam uwagi. To różnica."
    ...













    ...

















    ...







    Padłem.


    To ja teraz napiszę, że moja recenzja to tylko taki zbiór uwag i nic mi nie możesz zarzucić. Doprawdy, genialne!

    Dalej - napisałem już, że ten tekst traktuję jako coś między przemyśleniami, a recenzją. Ale po co na to zwrócić uwagę, prawda?


    Co do odpowiedzi - przykro mi, mogłaś to napisać, albo poprosić o odpowiedź w konkretnym miejscu. Wwalanie samego adresu nadal traktuję w kategoriach spamu.

    Nadal nie napisałaś konkretnego, podpartego czymś zarzutu, że nie potrafię pisać recenzji i jest ona "be".
    Nikt nie bronił ci napisać, że jest nudne. I nigdy nie odpisałem, że moja notka jest ciekawa, a ty nie masz gustu i najlepiej to zgiń.
    Masz prawo do własnego gustu, poczucia humoru, odbierania tekstu. Ale ty mi ciągle zarzucasz (tak wynika), że to jest źle napisane i że to beznadziejna recenzja pod względem technicznym.
    Przepraszam, ale to jest ZARZUT, nie kwestia twojego światopoglądu. I ja czekam na coś konkretnego.
    A co dostaję?
    Że to małe kamyczki - odczucie, kwestia gustu.
    Za rozwlekle - odczucie, kwestia gustu.
    Konkretniej było na początku, gdy napisałaś, czym wg ciebie jest recenzja. Ja odpowiedziałem fragmentem z Wikipedii. NADAL się nie ustosunkowałaś. Nie, twierdzenie, że "zawsze coś wpływa" nie powoduje, że uwzględniłaś trzeci cel. Czwartego nie tknęłaś w ogóle.
    Rozumiem rozbieżne gusta, nie rozumiem zarzucania mi czegoś, a potem brak odpowiedzi.

    BTW, co to za twierdzenie, że jak staram się spełnić cele recenzji, to jestem ramowy? Co robiłaś na lekcjach polskiego przez tyle lat? Recenzja czymś różni się od eseju, esej od listu, list od opowiadania. Żeby napisać recenzję, pewnych wyznaczników muszę się trzymać. To się już omawia w podstawówce...

    Proszę o ustosunkowanie się tylko i wyłącznie w sprawie nieumiejętności pisania przeze mnie. Reszta dyskusji raczej tego bloga nie dotyczy, zawsze pisać można na mojego maila: marcoenovich@gmail.com.

    OdpowiedzUsuń
  18. Jeśli się do czegoś nie ustosunkowałam, to dlatego że uważam, że nie trzeba.
    Dziwi mnie to, że moje dwa zdania porównujesz ze swoją wypowiedzią.
    Pisanie to kwestia odczuć. Recenzja - rzeczywiście, są ramy. Ale tych ram nie traktowałabym zbyt rygorystycznie, tylko o to mi chodziło. A moje 'to ja Cię pozdrawiam' było raczej żartem z podstawówkowego czepiania się wikipedii. To, że z niej korzystasz to żaden grzech i normalna sprawa, więc myślałam, że załapiesz. Trudno.
    Nie powiedziałam, że Twoja (dla uproszczenia sprawy) recenzja jest beznadziejna. Że nudna i rozwlekła tak (teraz mogę dodać, że sprawa spektaklu udana, ale to niewiele zmienia), a to podobno mi wolno. Jedyne, co Ci zarzuciłam, to że za bardzo się rozdrabniasz. (Nie mam pojęcia, skąd wyciągnąłeś temat na taką wymianę zdań, więc brawo). To rozdrabnianie dla mnie rozmywa obraz całości, który powinna dać recenzja, a jedno zdanie na koniec mało mi daje. I tyle, można było bez krzyku.

    Wiem, że wszystko można zrobić inaczej, też wiesz, więc się o tego bloga nie czepiaj.

    Przy okazji - zmień godziny na blogu. (Jakby co, to tylko sugestia porządkowa).

    OdpowiedzUsuń
  19. Uwagę o rozdrobnieniu przyjmuję i zachowuję, jeśli zdarzy mi się napisać tekst w podobnym tonie (nie planuję), zaznaczę, że jest on analizą. Po takim ostrzeżeniu nikt wynudzić się nie powinien, bo ewentualnie zwyczajnie nie przeczyta :D
    Ja to odebrałem jako zarzut, ale skoro nie było to twoją intencją (albo było, ale nie w takim znaczeniu), nie mam zamiaru rzucać się z kłami.
    Uraził mnie tak naprawdę tylko fakt, że w pierwszej opinii napisałaś, czym jest recenzja, w drugim, że to kwestia wyczucia. Dla mnie to był policzek - coś jak: nie wiesz czym jest recenzja, nie wiesz czym jest wyczucie, a idź umrzyj razem z tym blogiem.
    Co do reszty, niekoniecznie mam identyczne poglądy, ale to nie jest przedmiotem dyskusji.
    Za wszelkie ostrzejsze momenty przepraszam. Myślę, że to chyba już koniec?

    OdpowiedzUsuń
  20. Z tym wyczuciem to tylko o tyle chodziło, żebyśmy nie dali się zwariować. Sam to przecież wiesz, więc byłam trochę zdziwiona. I tyle.

    Przy okazji - czekam na następną okazję, żeby się pokłócić :P

    OdpowiedzUsuń
  21. Producenci noży zacierają ręce :D

    OdpowiedzUsuń
  22. Blog ląduje w obserwowanych, nie mogę przegapić okazji.

    OdpowiedzUsuń
  23. Łał, blogasek Oena. Swoją drogą, co masz na ikonie? Wygląda jak Greg z CSI...
    A jak już tu jestem, to hepi berzdej. Dobra, nie będę więcej trollować. Pewnie sobie gdzieś wybyłeś i nie wrócisz.

    OdpowiedzUsuń